V wyjazd 2007IV wyjazd 2006III wyjazd 2005II wyjazd 2005I wyjazd 2004GALERIANASZA GALERIANAPISALI O NASKRESOWIACYKLASZTORSTRONA SZKOŁYLINKIMULTIMEDIADAWNY ZBARAŻVARIANagrobek Danusi

TOP LISTA KRESYKRESY WSCHODNIE

STRONA GŁÓWNAFUNDACJA LONGINUSHISTORIA CMENTARZAKONTAKTKSIĘGA GOŚCIKRESY

U Bernardynów w Zbarażu (2)

 

 

- Pierwszym naszym współbratem, który przybył do Zbaraża, był o. Otto Pierzchała – opowiada o. Zadojko. – Po wizytacji świątyni był załamany. O odprawianiu Mszy św. W kościele nie było mowy. Strop groził zawaleniem. Całe jej wnętrze było zdewastowane. Od czasu przejęcia świątyni przez władze sowieckie, one same wielokrotnie zmieniały jej przeznaczenie. Miała tu być klubokawiarnia i sala koncertowa. Adaptacja obiektu doprowadziła do zniszczenia dachu świątyni, co spowodowało jej zawilgocenie. Zerwano z niego blachę miedzianą i niczym nie zabezpieczono. W 1953 r. uszkodzony przez wilgoć strop podparto drewnianym rusztowaniem, zaś dach prowizorycznie przykryto papą. Przez pewien czas wnętrze świątyni spełniało rolę magazynu soli i nawozów, co nasiliło proces niszczenia malowideł i ścian. W latach sześćdziesiątych obiekt uznano za zabytek i umieszczono na nim stosowną tablicę, ale jak na ironię wtedy nastąpiła jego największa dewastacja. Do pomieszczeń klasztornych wprowadziła się firma „Kwantor”, zajmująca się produkcją urządzeń elektronicznych dla potrzeb wojska. W części klasztornej umieszczono urządzenia produkcyjne. W świątyni rozebrano główny ołtarz, odgrodzono murowaną ścianą od środkowej nawy kościoła, urządzając w nim szatnię. Zniszczono organy, obrazy, wywieziono figury, obdarto złocone ornamenty, w podziemiach rozbito trumny zmarłych i rozrzucono kości. Dziedziniec klasztorny samowolnie zabudowano, przy czym podniesiono jego poziom, na skutek czego woda deszczowa zaczęła spływać do ziemi.. W końcówce istnienia ZSRR o odzyskanie świątyni zabiegali tutejsi Polacy, których garstka po 1945 r. pozostała w Zbarażu. Sprawa wlokła się kilka lat. Dopiero w 1989 r. władze w Moskwie podjęły decyzję o zwrocie świątyni. Bernardyni objęli ją ponownie w 1990 r. Wraz ze świątynią zwrócono wprawdzie niewielką część klasztoru, ale trzeba było ją dopiero wyremontować, by się w niej ulokować. Ojciec Otto zamieszkał w Hałuszczyńcach, na plebanii u ks. Michała Jaworskiego. Dojeżdżając stamtąd, zaczął adaptować na kaplicę pomieszczenie zbudowane przez fabrykę w wirydarzu klasztornym i remontować odzyskane sale oraz część korytarza w budynku klasztornym. Po rocznej gościnie w Hałuszczyńcach o. Otto zamieszkał już w Zbarażu. Wkrótce skierowano do klasztoru jeszcze dwóch kapłanów i została w nim formalnie erygowana bernardyńska wspólnota. Jej pierwszym gwardianem został o. Paschalin Niemczenko. Po jego śmierci w 1994 r. funkcję gwardiana objął. Maksymilian Żydowski, który w okresie sześciu lat przeprowadził gruntowny remont zespołu klasztornego. Wymieniono wówczas więźbę dachową świątyni, dach pokryto blachą, otynkowano mury kościoła, wykonano nowe tynki wewnętrzne, odrestaurowano ocalałe figury ołtarzowe św. Franciszka i św. Bonawentury, a także odnowiono dwa boczne ołtarze. We wrześniu 2000 r., po dziesięciu latach remontów, odbyło się uroczyste poświęcenie świątyni. Uroczystości przewodniczył metropolita lwowski Marian Jaworski, który swoje kazanie zaczął od słów: „To co wydawało się na zawsze pogrzebane, dzisiaj zmartwychwstaje”. Jedynym zgrzytem był fakt, że nie zwrócono ani fragmentu klasztoru.

              Rano przy śniadaniu dyskutujemy z ojcem Zadojko o przyszłości Zbaraża. Tutejsza wspólnota jest bowiem niewielka i parafia jako taka nie ma przed sobą zbyt wielkiej przyszłości.

         Nasz ośrodek zawsze pełnił funkcję ponadregionalną w Kościele rzymskokatolickim na Kresach dawnej Rzeczypospolitej – mówi o. Zadojko. – Był ośrodkiem kultu maryjnego, a także centrum pielgrzymkowym. Na różnorakie odpusty przybywały zawsze tysiące ludzi. Magnesem przyciągającym pątników był wizerunek Matki Bożej zwanej Zbaraską, uważany za cudowny. Myślę, że odrodzony Zbaraż mógłby w dalszym ciągu pełnić rolę ośrodka życia duchowego Archidiecezji Lwowskiej ...

         Po śniadaniu o. Zadojko proponuje jeszcze odwiedzenie zabytkowego cmentarza, który także świadczy o historii Zbaraża. Spoczywa tu wiele pokoleń jego obywateli. W tym przodkowie wielu znanych ludzi, żyjących obecnie w Polsce, którzy wystawiają swoim zbaraski korzeniom wspaniałe świadectwo. Wystarczy wspomnieć arcybiskupa Ignacego Tokarczuka. Do cmentarza od bernardyńskiego kościoła nie było daleko. Niegdyś znajdował się na obrzeżu miasta. Dziś leży w jego centrum, w pobliżu stacji kolejowej.   To bardzo stara nekropolia – mówi podczas podróży samochodem o. Zadojko. – Utworzona została w 1793 r., ma więc ponad dwieście lat i należy do najstarszych na dawnych wschodnich ziemiach Rzeczypospolitej. Pierwsze obrzędy pogrzebowe odprawił na nim m. In. O. Gaudenty Moszkowiczowski, dokonując powtórnego pochówku szczątków ekshumowanych z cmentarza położonego na przykościelnym placu. Cmentarz, do którego jedziemy, nie jest bowiem pierwszym miejscem pochówków w Zbarażu. Pierwszy był na Starym Zbarażu, a drugi koło kościoła. Z daleka zbaraska mininekropolia wyglądała jak wielka rozciągnięta kępa dzikiej, bujnej zieleni. Po przekroczeniu cmentarnego muru można było się przekonać, że ktoś stara się jednak dbać o godny wygląd tego miejsca pochówku. Część największych samosiejek jest usunięta, ścieżki wykarczowane i uporządkowane, a nagrobki oczyszczone. Widać że wiele pomników zostało na nowo podniesionych i ustawionych. Po wojnie cmentarz dzielił los świątyni – tłumaczy jego obecny stan o. Zadojko. – Nie był może jakoś specjalnie dewastowany czy niszczony, ale popadł w zapomnienie. Po opuszczeniu Zbaraża i okolic przez praktycznie wszystkich Polaków, nie miał kto o niego dbać. Niewielka ich garstka, która tu została, nie była w stanie zrobić czegokolwiek. Drzewa i zieleń szybko pokryły go szczelnie. Korzenie drzew rozsadzały groby. Opadające liście pokrywały mogiły, przykrywając je z czasem grubą warstwą. Z biegiem lat gąszcz samosiejek pokrywających cmentarz tak zgęstniał, że jak opowiadali mi współbracia, z trudem dało się tam wejść. Trzeba było się przeciskać ścieżkami wydeptanymi przez okolicznych mieszkańców, traktujących cmentarz jako wysypisko śmieci. To że zaczął odżywać i można już rozpoznać w nim miejsce pochówku, to zasługa uczniów Liceum Wojskowego z Zespołu Szkół Nr 2 w Łańcucie. Byli oni w Zbarażu już cztery razy, starając się porządkować cmentarz . Karczowali samosiejki, wycinali zbędne gałęzie, czyścili alejki oraz ścieżki i oczywiście odsłaniali mogiły, podnosili i na nowo odsłaniali przewrócone pomniki. Czasami ich wysiłek przypominał syzyfową pracę. Co zrobili w jednym roku, to już w drugim zarosło. Dopiero gdy zaczęli stosować środki chwastobójcze, to efekty ich prac stały się wyraźniejsze. Jesteśmy im oczywiście bardzo wdzięczni. Bez ich pomocy, za parę lat cmentarz pewnie przestałby istnieć. Teraz ma szansę na przetrwanie ... Pracy na cmentarzu zostało oczywiście bardzo dużo. Trzeba dokończyć prace porządkowe i zająć się konserwacją przynajmniej najpiękniejszych nagrobków i pomników. Niektóre przedstawiają dużą wartość artystyczną. Są wśród nich spotykane na innych kresowych nekropoliach nagrobki w formie „krzyża na pniu drzewa” i „krzyża na skałkach”. Spotkać można ozdobne postumenty i masywne grobowce. Większość z nich jest, niestety, w bardzo fatalnym stanie i trzeba się bardzo śpieszyć, by je ratować. W sumie zachowało się ich kilkaset. W jakiejś mierze są one zakutą w kamień historią Zbaraża. Świadczą o zamożności jego mieszkańców. Z zachowanych przekazów wynika, że nasi ojcowie dbali o racjonalną gospodarkę gruntem cmentarza oraz o zewnętrzny jego wygląd – mówi o. Zadojko. – Zachęcali wiernych do utrzymywania porządku przy grobach. Raz w roku, przed Wszystkimi Świętymi robiono też na cmentarzu generalne porządki. Szczególnie opiekowano się bezimiennymi mogiłami powstańców listopadowych i styczniowych, pochowanych w Zbarażu. W 1928 r. Bernardyni nawet powołali do życia Komitet Opieki nad Polskim Cmentarzem. Zaznaczyć trzeba, że na tutejszej nekropolii są pochowani krewni wielu znanych Polaków. By mnie o tym przekonać, o. Zadojko prowadzi mnie w głąb cmentarza i staje przed jednym z nagrobków. Widniejące na nim nazwisko Tokarczuk brzmi dziwnie znajomo. Tu spoczywa ojciec arcybiskupa Ignacego Tokarczuka (Na cmentarzu zbaraskim pochowani są dziadkowie arcybiskupa, rodzice pochowani są na terenie obecnej Polski. Przypis - Ireneusz  Skrzypczak) – objaśnia o. Zadojko. – Rodzina emerytowanego metropolity przemyskiego pochodziła z Łubianek Wyżnych pod Zbarażem, należących do naszej bernardyńskiej parafii. W tutejszej świątyni Ignacy Tokarczuk został też ochrzczony i przystąpił do bierzmowania. W  Zbarażu przyszły arcybiskup uczęszczał także do państwowego Gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza typu humanistycznego, gdzie w 1937 r. zdał maturę. W gimnazjum tym bernardyni prowadzili katechezę. Można więc chyba powiedzieć, że w Zbarażu ukształtował się patriotyzm tego wybitnego hierarchy. Nigdy zresztą  nie wypierał się on swych zbaraskich korzeni. Gdy został ordynariuszem przemyskim, urządził w Prałkowcach pod Przemyślem sanktuarium Matki Boskiej Zbaraskiej, przed wizerunkiem której jako dziecko i młodzieniec często zapewne się modlił. Jej czczony przez wiernych obraz został wywieziony do Polski przez bernardynów i umieszczony w muzeum prowincji w Leżajsku. Na życzenie abp. Tokarczuka bernardyni przekazali go Ojcom Michalitom do Prałkowiec, gdzie nadal jest otaczany czcią wiernych. Jest też odwiedzany przez pielgrzymki złożone z byłych mieszkańców Zbaraża, których część mieszka zresztą w Przemyślu.

     Z cmentarza o. Zadojko odwozi mnie samochodem do Tarnopola. Po drodze pytam go, jak sobie wyobraża przyszłość parafii i Zbaraża. – Chciałbym, by na zamku Wiśniowieckich spotykali się prezydenci Polski i Ukrainy, a następnie przeszli do kościoła na Mszę św. W intencji polsko – ukraińskiego pojednania – podkreśla. – Kiedyś na tych ziemiach nasi przodkowie walczyli ze sobą i przelewali krew, a dzisiaj nadszedł czas na zmianę tego stanu rzeczy. Zbaraż powinien stać się ośrodkiem przyjaźni polsko – ukraińskiej, w którym będą tworzyć się idee, służące budowaniu polsko – ukraińskich mostów. W zamku mogłyby odbywać się różnorakie sympozja, spotkania polityków i młodzieży, a  w kościele modlitwy w intencji zbliżenia naszych bratnich narodów.

     Idea o. Zadojki jest z całą pewnością warta poparcia i zrozumienia. Zbaraż, jak mało która miejscowość na dzisiejszej zachodniej Ukrainie, nadaje się na ośrodek, w którym młodzi Polacy i Ukraińcy oddadzą cześć zarówno Skrzetuskiemu, jak i Bohunowi – historycznym postaciom uwiecznionym przez Henryka Sienkiewicza w „Trylogii”, którzy w jakiejś mierze są uosobieniem polsko – ukraińskiego konfliktu.

Tekst i foto: Marek A. Koprowski

 

Stroną administruje Fundacja Longinus