KRESYCMENTARZ W ZBARAŻUKSIĘGA GOŚCIKONTAKTFUNDACJA LONGINUS
ZALESZCZYKIZBARAŻ VI 2004ŚWIRZPOMORZANYKresowe nekropolieŚWIĘTABRZEŻANYOLESKOZBARAŻ V 2005TREMBOWLALWÓW 26 VI 2001KRZEMIENIECZBARAŻ X 2005CHOCIMCZORTKÓWWIŚNIOWIECKościół w ZbarażuBUCZACZZBARAŻ VI 2006ZBARAŻ VII 2006ŻYTOMIERZPODHORCEJAZŁOWIECKAMIENIEC POD.ZBARAŻ X 2007BEREZOWICA MŁ.ŻÓŁKIEWŁUCK Alina Skrzypczak

Moje podróże po Kresach

CZORTKÓW

 

               

  Słuchając muzyki Krzesimira Dębskiego do filmu „ Ogniem i mieczem” staram sobie przypomnieć czy zwiedzałam Czortków raz czy może dwa razy. Mąż przychyla się do pierwszej wersji, ja odwrotnie. Mam takie swoiste deja vu polegające na tym, że widzę w pamięci konkretny ciąg wydarzeń związany z tym miastem. Pewne jest natomiast to, że pozornie przejeżdżałam przez Czortków kilka razy, tylko omijając go obwodnicą. To tutaj właśnie łączą się drogi z Tarnopola, Zaleszczyk, Stanisławowa i Kamieńca Podolskiego. Istnieją pewne obrazy z podróży po Ukrainie, które dość często przewijają się przed moimi oczyma. Jednym z nich jest właśnie skrawek Czortkowa, właściwie skrzyżowanie ulic przy którym stoi na wzniesieniu dawny kościół podominikański o dość ciekawym stylu architektonicznym, z moich własnych obserwacji dość nietypowy dla tych okolic. Z tego, co pamiętam wydaje mi się, że jest to właśnie centrum miasta, a na pewno starego Czortkowa. Kościół obecnie pod wezwaniem św. Stanisława Biskupa od 1989r. znów jest w rękach wiernych. Obok niego istniał też klasztor, ale został spalony przez Rosjan w 1941r....”Uciekający przed Niemcami funkcjonariusze NKWD w nocy z 1 na 2 lipca wywlekli z cel ojców Justyna Sperlaka, Jacka Misiutę, Anatola Znamierowskiego i brata Andrzeja Bojanowskiego i zamordowali ich strzałami w tył głowy. Chcąc zatrzeć ślady zbrodni, oprawcy podpalili klasztor.” Ojcowie Dominikanie przetrwali tu do 1946r. wyjeżdżając do nowej Polski po prawie trzystuletniej pracy duszpasterskiej. Cudowny obraz Matki Boskiej Różańcowej obecnie znajduje się w Warszawie w kościele św. Jacka. Chcąc przybliżyć Państwu to dawne kresowe podolskie miasteczko należałoby przede wszystkim wspomnieć o położeniu i zwrócić uwagę na jego historię. Otóż Czortków posadowiony jest w głębokim jarze rzeki Seret. Obecnie jest to 28 tyś. miasteczko, lokowane gdzieś w XVI w. Kiedyś skupiało ono liczną społeczność żydowską. W XIX i XX w. zyskał na sławie miejscowy ośrodek chasydzki. Przed I wojną 30 % stanowili Żydzi, 40%  Polacy , a 30% Ukraińcy. Czortków był typowym przykładem kresowego miasteczka pogranicza. Ciągłe najazdy tatarsko-kozackie, zmiany właścicieli, klęski wojenne to przecież obraz wielu podobnych miejsc na mapie tej części dawnej Rzeczypospolitej. Nazwa miasta pochodzi od  pierwszych właścicieli i ich rodowych Czartek w Wielkopolsce. Następnymi właścicielami byli wojewoda ruski Mikołaj Sieniawski, potem Stanisław Golski, Potoccy i Sadowscy. Spacerując sama po mieście bez problemu dotarłam do ruin zamku tuż za rzeką Seret. Nieszczególnie zaprezentowały się one tą zimową porą. Wysokie, piętrowe mury z dziurami okiennymi ziejące pustką. Oczywiście brak dachu. Pamiętam, że podeszłam na pewną odległość i nie miałam odwagi szukać wejścia w obręb murów. Chcąc zrobić jak najlepsze zdjęcie kokosiłam się w miejscu w końcu przegnana przez psy cofnęłam się do tyłu i tak jedyny zamek podolski nie został przeze mnie zdobyty. Jednak ta ciekawość jak wygląda od wewnątrz gdzieś tam ciągle we mnie tkwi. Pewno kiedyś ją zaspokoję. Zamek do połowy XIX w. był zamieszkały. Po pierwszym rozbiorze został wynajęty Austriakom, którzy doprowadzili go do ruiny. W 1863 r. przetrzymywano w nim powstańców styczniowych. Wykonane na tle szeregu brzóz zdjęcie zamku z widoczną z boku cerkwią  w jasno niebieskim kolorze to taki  barwno - optymistyczny punkt miasta przykrytego zimową szarzyzną. Wtedy nie kojarzyłam jeszcze, ale czytając po latach przewodnik wydaje mi się, że musiała to być cerkiew Wniebowstąpienia Pańskiego z 1738 r. W ogóle muszę tu zaznaczyć, że w czasie pierwszych wyjazdów dysponowałam praktycznie tylko mapą Ukrainy i to jeszcze żeby było śmieszniej z oznaczeniami węgierskimi, więc trochę była to dla mnie tzw. chińszczyzna. Wybierając się w podróż jeszcze w domu przeglądałam zawsze „Atlas historyczny’ i porównywałam mapki z węgierską wersją. Wracając do opisu miasta to przemieszczałam się w trójkącie kościół- zamek i część nazwałabym  ją targowo - usługową na którą szczególnie zwróciłam uwagę. Dość nietypowe, stare budownictwo z niskimi sklepikami, z takimi ciekawymi jak pamiętam drewnianymi podcieniami. Zgiełk ludzki, pełno sprzedających wprost na chodnikach . Niestety nic nie kupiłam bo nieszczególnie dysponowałam gotówką. Osobne wspomnienia z Czortkowa posiada mój mąż. Tak się złożyło, że w tym mieście bywaliśmy oddzielnie. Ja zdecydowanie turystycznie, mąż zdecydowanie służbowo. Opowiadał mi jak raz serwisując maszynę w zakładzie fotograficznym miał okazję spotkać wycieczkę z Polski. Grupa młodych dziewcząt zajrzała do zakładu chcąc zasięgnąć pewnych informacji. Pytając się o jakieś szukane miejsce zwróciły się do męża, który zresztą wcześniej poprosił właścicieli żeby nic się nie odzywali bo on wszystko załatwi. Jakież było zdziwienie dziewczyn pytających łamanym ukraińskim gdy usłyszały czystą polszczyznę. Wychodząc miały „kwadratowyje głaza„ jak  powiedzieli ukraińscy sprzedawcy zaśmiewając się do łez. Historia powtórzyła się zresztą jeszcze raz po chwili w rozmowie z jakimś mężczyzną z wycieczki. Ciekawe, co mówili po powrocie do Polski nasi rodacy opowiadając jaką to polszczyzną mówią współcześni mieszkańcy Czortkowa.